Kielecki rynek mieszkaniowy
Moderatorzy: Nowak, Autor, sueno, Daniel, Sirek1
Powiało optymizmem
12-04-2006
Trzysta mieszkań na nowym osiedlu na Podkarczówce, kilkadziesiąt w innych rejonach Kielc - wiosną przynosi nieco bardziej optymistyczne wieści z rynku nieruchomości. W Kielcach i województwie buduje się niewiele nowych mieszkań - tak rozpoczęliśmy styczniowy tekst o inwestycjach mieszkaniowych w stolicy województwa i regionie. I o ile w mniejszych miastach niewiele się zmieniło, to wydaje się, że w Kielcach wreszcie coś się ruszyło.
Największą inwestycję ostatnich lat zapowiada Kolporter Development, spółka córka kieleckiego holdingu. Jak pisaliśmy, już 19 kwietnia rozpocznie się sprzedaż mieszkań w budynkach przy ul. Kołłątaja.
Takiej inwestycji wśród kieleckich firm deweloperskich nie było od dawna - na Podkarczówce powstanie nowe osiedle, w ciągu dwóch lat stanie tam 10 budynków z niemal 300 mieszkaniami. Kolporter Development rozpoczyna też sprzedaż mieszkań przy ul. Glinianej i Domaniówka.
Zapowiedzi deweloperów napawają optymizmem.
- Myślę, że w najbliższych dwóch latach kielczanie będą mieli w czym wybierać - twierdzi Daniel Sztobryn, prezes Kolporter Development. Przyznaje jednak, że nie oznacza to wielkiego boomu na rynku nowych mieszkań.
- Nadal dużym problemem są braki planów zagospodarowania przestrzennego - twierdzi Sztobryn.
Niestety, nadal niewiele budują spółdzielnie mieszkaniowe - do inwestycji przymierzają się jedynie Kielecka Spółdzielnia Mieszkaniowa i Świętokrzyska Spółdzielnia Mieszkaniowa. - Nie ma się czemu dziwić - mówiła nam wówczas Barbara Woźniczka, prezes Świętokrzyskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami.
- Teraz spółdzielnie nie mogą otrzymywać od gmin gruntów pod budowę. Musiałyby więc kupować działki za własne środki, czyli z pieniędzy spółdzielców, którzy już mieszkają. To nierealne - dodaje.
Podobnie jest w regionie. - Rynek wtórny w pełni zaspokaja potrzeby. Nie ma więc sensu budować nowych mieszkań, z których sprzedażą będzie potem problem - usłyszeliśmy w Spółdzielni Mieszkaniowej Krzemionki w Ostrowcu Świętokrzyskim.
--------------------------------------------
W porę chociaz dziennikarz wyborczej zauwazył, ze chyba napisał felerny artykul zimą...dobre i tyle. Dodam, ze jeszcze Domator chce budowac.
http://www.slowo.com.pl/kielce/?id=6266
Słowo, 28.04.2006
Domy na drożdżach
Z banków płynie szeroki strumień kredytów. W agencjach nieruchomości nie zamykają się drzwi. A ceny mieszkań, domów, działek budowlanych, idą w górę jak na drożdżach. - Idą i będą szły - komentują obserwatorzy rynku. - Ktoś, kto kupił mieszkanie kilka lat temu, zrobił znakomity interes. Ktoś, kto kupuje teraz... właśnie go robi.
„Drgnęło. Po kilku latach zastoju pośrednicy widzą większy ruch na rynku nieruchomości. Ludzie zaczynają kupować mieszkania, bo ponoć tak tanio jak teraz nigdy już nie będzie. Czy rzeczywiście?”.
Jak najbardziej rzeczywiście! Zacytowane wyżej zdanie to fragment naszego tekstu sprzed dokładnie trzech lat. Od tamtej pory na rynku nieruchomości trwa nieustająca hossa. Ludzie kupują, bo potaniały kredyty, a poza tym - bo spodziewają się, że mieszkania nadal będą drożeć. - Inwestycja w mieszkanie to teraz najbezpieczniejsza i najpewniejsza forma lokowania pieniędzy - zachwalają pośrednicy.
Zaczęliśmy gonić
Właściciele najlepiej położonych mieszkań w Kielcach żądają już nawet 4 - 4,5 tys. zł za metr. Za nowe, do wykończenia, trzeba płacić po 3 tys. zł za metr. Gwałtownie drożeje też ziemia.
- Po okresie zastoju, a nawet spadku cen, stawki zaczęły iść w górę mniej więcej od jesieni 2003 roku, a więc na pół roku przed wejściem Polski do Unii Europejskiej - mówi Krzysztof Wojsa z Biura Handlowego Eurolocum.
- Wiadomo, że nasze ceny były, i wciąż są, nawet dwu-trzykrotnie niższe od tych w krajach starej Unii. Wszyscy spodziewali się, że zaczniemy gonić unijne stawki. No i zaczęliśmy...
- W ciągu ostatnich dwutrzech lat ceny działek budowlanych w Kielcach poszły w górę nawet o 100 proc. - mówi Sylweriusz Węgłowski z Agencji Handlu Nieruchomościami Anna Węgłowska. - Za nowo budowane mieszkania kilka lat temu płaciło się w Kielcach 1,8 tys. zł - 2,1 tys. zł za metr. Teraz stawki wzrosły do 2,5 tys. zł - 2,7 tys. zł i więcej.
Oto przykłady: 56-metrowe mieszkanie przy ul. Spacerowej w Kielcach (bardzo dobra lokalizacja, w dwuletnim budynku, elegancko wyposażone) właściciel chce sprzedać za 250 tys. zł, czyli po 4,4 tys. zł za metr. Duże, 102-metrowe mieszkanie w stanie surowym (do wykończenia) w nowym budynku w centrum kosztuje 300 tys. zł, czyli około 3 tys. zł za metr. Nieco mniej, bo 2,6 tys. zł za metr trzeba zapłacić za mieszkanie w siedmioletnim bloku na Ślichowicach. 50-metrowe mieszkania na Tęczowym Wzgórzu przy ul. Ściegiennego wyceniono na 178 tys. zł, czyli 3,5 tys. zł za metr. Znacznie tańsze są lokale w starych blokach na wielkich osiedlach. Na przykład za mieszkanie w bloku z wielkiej płyty Na Stoku właściciel żąda „tylko” 1860 zł za metr.
Od czego zależy cena mieszkania? Zdaniem Krzysztofa Wojsy od trzech rzeczy: po pierwsze - od lokalizacji. Po drugie - od lokalizacji. Po trzecie - od lokalizacji. Jeśli mamy mieszkanie w cichy, spokojnej okolicy, blisko terenów zielonych, a jednocześnie w miarę blisko centrum miasta i z dobrym połączeniem komunikacyjnym, to nie będziemy narzekać na brak chętnych - mówi. - A jeśli dodatkowo nasze mieszkanie jest w niedużym, niestarym budynku i ma wysoki standard wykończenia - to mamy towar, o który klienci będą się bić. Oczywiście, jeśli nie przesadzimy z ceną.
Kieleckie bieguny
O determinacji kupujących świadczy fakt, że w Kielcach zdarzają się już działki budowlane, wyceniane na 1000 zł za metr kwadratowy. I są chętni. Mało tego. Grunty w promieniu 10 kilometrów od miasta, za które dziesięć lat temu nikt nie chciał płacić więcej niż po 10 zł za metr, teraz „schodzą” po 50 zł za metr. - Nieruchomości, zwłaszcza te bardziej atrakcyjne, drożeją z wielu przyczyn - mówi S. Węgłowski.
- W ostatnich latach bardziej dostępne stały się kredyty hipoteczne, a jednocześnie w górą poszły ceny materiałów budowlanych (choćby z racji wyższego VAT-u). O 100 proc. podrożała stal, podobnie drewno, drożeje benzyna, co też przekłada się na koszty. Poza tym ludzie działają trochę na zasadzie owczego pędu. Jak zrobiło się głośno o drożejących mieszkaniach, to na rynku zrobił się ruch - no i podrożały jeszcze bardziej.
Z obserwacji K. Wojsy wynika, że tylko w ciągu ostatniego roku mieszkania w Kielcach podrożały średnio o około 15 proc. Największym powodzeniem cieszą się lokale małe, w tzw. dobrych dzielnicach. Co to znaczy? - Dobrą renomą cieszą się np. bloki na KSM-ie; nie mamy większych problemów ze znalezieniem chętnych na mieszkania z tego rejonu miasta - mówi. - Wysoką cenę utrzymują też mieszkania z osiedla Ślichowice, czy też z okolic osiedla Kochanowskiego. Bardzo drogi jest Baranówek, gdzie wybudowano w ostatnich latach co najmniej kilka niewielkich budynków z mieszkaniami. Przyczyna jest prosta - jest to osiedle willowe, spokojne, blisko centrum i tuż obok największych w mieście terenów rekreacyjnych. Za to na drugim biegunie lokują się tradycyjnie Czarnów i Herby. Tam mamy przeważnie do czynienia z budynkami zaniedbanymi, w otoczeniu uznawanym za nieciekawe i niezbyt bezpieczne. Różnice między cenami mieszkań z górnej półki i tych „z parteru” sięgają w Kielcach nawet 2 tys. zł za metr.
Mieszkanie na stadionie
Jeszcze większe niż u nas cenowe szaleństwo panuje w największych miastach kraju. Zwłaszcza Warszawa i Kraków biją rekordy mieszkaniowych stawek. Doszło do tego, że deweloperzy sprzedają na pniu już nie gotowe mieszkania, już nie mieszkania w trakcie budowy, ale „miejsca na planie”, który będzie zrealizowany np. za dwa lata. Za przyzwoicie urządzone mieszkanie w niezłej dzielnicy stolicy trzeba już płacić po 5 tys. zł za metr, a zdarzają się oferty (nie chodzi o apartamentowce) nawet za 7-8 tys. zł. Podobnie w Krakowie, który przeżywa ostatnio okres rozkwitu gospodarczego, a dodatkowo zawsze był traktowany jako „miejsce serdeczne”, dobre do zamieszkania. Mieszkania w wybudowanym kilka lat temu osiedlu w niezłym punkcie uznawanej za dobrą dzielnicy Krowodrza dwa lata temu było do kupienia po 3,5 tys. zł za metr. Rok temu właściciele żądali 4 tys. zł za metr, a pół roku temu - 4,5 tys. zł. Teraz nie znajdzie się tam już oferty tańszej niż 5 tys. zł za metr. I sprzedają się jak ciepłe bułeczki!
W obu stolicach (starej i nowej) ruch cen napędzają dodatkowo obcokrajowcy, pracujący lub osiedlający się na miejscu. Dla nich u nas jest wciąż tanio. Nie mogą tego, niestety, powiedzieć o sobie kielczanie, szukający jakiegoś lokum dla swoich dzieci, wysyłanych na studia do Warszawy lub Krakowa. Coraz trudniej jest wykonać popularny wciąż ruch, to znaczy kupić mieszanie, gdy dziecko zaczyna studiować, a raty kredytu spłacać z czynszu płaconego przez koleżanki (kolegów) naszej pociechy - bo przecież nie będzie mieszkała sama.
Co dalej? Obserwatorzy rynku praktycznie jednogłośnie prognozują dalszy wzrost cen. Najszybszy - w największym miastach. Nieco wolniejszy - w mniejszych.
- Wystarczy spojrzeć na to, co się stało w takich krajach, jak Hiszpania czy Portugalia. Tam po wejściu do Unii Europejskiej nieruchomości poszły w górę o 100 procent i więcej, choć oczywiście nie od razu - mówi Krzysztof Wojsa. - Nie ma żadnych powodów, żeby u nas było inaczej. Zwłaszcza że wciąż mamy w Polsce „głód mieszkaniowy”, a wiele używanych teraz budynków ma po kilkadziesiąt lat i jest w fatalnym stanie. Ruch cen będzie też napędzać stosunkowo mała - np. w Kielcach - oferta nowych mieszkań. Wiadomo, co się dzieje, gdy popyt przewyższa podaż...
Cóż, dzieje się tak, jak na przykład w Londynie. Każdy, kto oglądał ostatnio transmisję z półfinałowego meczy Ligi Mistrzów słyszał, co stanie na miejscu zamykanego właśnie stadionu Arsenalu. Stanie tam osiedle mieszkaniowe. Za dziesięć lat. Ale mieszkania są już sprzedane.
Przykładowe oferty sprzedaży kieleckich nieruchomości:
- Mieszkanie, 23 m kw., ul. Zagórska - 63 tys. zł
- Mieszkanie, 35 m kw., ul. Nowy Świat (do remontu) - 68 tys. zł
- Mieszkanie, 42 m kw., ul Kościuszki (parter) - 140 tys. zł
- Mieszkanie, 46 m kw., ul. Piekoszowska (parter) - 85 tys. zł
- Mieszkanie, 71 m kw., Ślichowice - 175 tys. zł.
- Mieszkanie, 76 m kw., Szydłówek - 220 tys. zł.
- Mieszkanie, 128 m kw., Pod Telegrafem (z garażem) - 374 tys. zł.
- Mieszkanie, 128 m kw., ul. Leszczyńska (z garażem) - 349 tys. zł.
- Dom, 165 m kw., Stadion - 590 tys. zł
- Dom, 200 m kw., Ostra Górka - 370 tys. zł
- Dom, 150m kw., ul. Wojska Polskiego, 390 tys. zł
- Dom, 150 m kw., Miedziana Góra - 410 tys. zł
- Dom, 170 m kw., Masłów - 390 tys. zł
Autor artykułu: Artur Potaczała
Fot. Ł. Zarzycki
Słowo, 28.04.2006
Domy na drożdżach
Z banków płynie szeroki strumień kredytów. W agencjach nieruchomości nie zamykają się drzwi. A ceny mieszkań, domów, działek budowlanych, idą w górę jak na drożdżach. - Idą i będą szły - komentują obserwatorzy rynku. - Ktoś, kto kupił mieszkanie kilka lat temu, zrobił znakomity interes. Ktoś, kto kupuje teraz... właśnie go robi.
„Drgnęło. Po kilku latach zastoju pośrednicy widzą większy ruch na rynku nieruchomości. Ludzie zaczynają kupować mieszkania, bo ponoć tak tanio jak teraz nigdy już nie będzie. Czy rzeczywiście?”.
Jak najbardziej rzeczywiście! Zacytowane wyżej zdanie to fragment naszego tekstu sprzed dokładnie trzech lat. Od tamtej pory na rynku nieruchomości trwa nieustająca hossa. Ludzie kupują, bo potaniały kredyty, a poza tym - bo spodziewają się, że mieszkania nadal będą drożeć. - Inwestycja w mieszkanie to teraz najbezpieczniejsza i najpewniejsza forma lokowania pieniędzy - zachwalają pośrednicy.
Zaczęliśmy gonić
Właściciele najlepiej położonych mieszkań w Kielcach żądają już nawet 4 - 4,5 tys. zł za metr. Za nowe, do wykończenia, trzeba płacić po 3 tys. zł za metr. Gwałtownie drożeje też ziemia.
- Po okresie zastoju, a nawet spadku cen, stawki zaczęły iść w górę mniej więcej od jesieni 2003 roku, a więc na pół roku przed wejściem Polski do Unii Europejskiej - mówi Krzysztof Wojsa z Biura Handlowego Eurolocum.
- Wiadomo, że nasze ceny były, i wciąż są, nawet dwu-trzykrotnie niższe od tych w krajach starej Unii. Wszyscy spodziewali się, że zaczniemy gonić unijne stawki. No i zaczęliśmy...
- W ciągu ostatnich dwutrzech lat ceny działek budowlanych w Kielcach poszły w górę nawet o 100 proc. - mówi Sylweriusz Węgłowski z Agencji Handlu Nieruchomościami Anna Węgłowska. - Za nowo budowane mieszkania kilka lat temu płaciło się w Kielcach 1,8 tys. zł - 2,1 tys. zł za metr. Teraz stawki wzrosły do 2,5 tys. zł - 2,7 tys. zł i więcej.
Oto przykłady: 56-metrowe mieszkanie przy ul. Spacerowej w Kielcach (bardzo dobra lokalizacja, w dwuletnim budynku, elegancko wyposażone) właściciel chce sprzedać za 250 tys. zł, czyli po 4,4 tys. zł za metr. Duże, 102-metrowe mieszkanie w stanie surowym (do wykończenia) w nowym budynku w centrum kosztuje 300 tys. zł, czyli około 3 tys. zł za metr. Nieco mniej, bo 2,6 tys. zł za metr trzeba zapłacić za mieszkanie w siedmioletnim bloku na Ślichowicach. 50-metrowe mieszkania na Tęczowym Wzgórzu przy ul. Ściegiennego wyceniono na 178 tys. zł, czyli 3,5 tys. zł za metr. Znacznie tańsze są lokale w starych blokach na wielkich osiedlach. Na przykład za mieszkanie w bloku z wielkiej płyty Na Stoku właściciel żąda „tylko” 1860 zł za metr.
Od czego zależy cena mieszkania? Zdaniem Krzysztofa Wojsy od trzech rzeczy: po pierwsze - od lokalizacji. Po drugie - od lokalizacji. Po trzecie - od lokalizacji. Jeśli mamy mieszkanie w cichy, spokojnej okolicy, blisko terenów zielonych, a jednocześnie w miarę blisko centrum miasta i z dobrym połączeniem komunikacyjnym, to nie będziemy narzekać na brak chętnych - mówi. - A jeśli dodatkowo nasze mieszkanie jest w niedużym, niestarym budynku i ma wysoki standard wykończenia - to mamy towar, o który klienci będą się bić. Oczywiście, jeśli nie przesadzimy z ceną.
Kieleckie bieguny
O determinacji kupujących świadczy fakt, że w Kielcach zdarzają się już działki budowlane, wyceniane na 1000 zł za metr kwadratowy. I są chętni. Mało tego. Grunty w promieniu 10 kilometrów od miasta, za które dziesięć lat temu nikt nie chciał płacić więcej niż po 10 zł za metr, teraz „schodzą” po 50 zł za metr. - Nieruchomości, zwłaszcza te bardziej atrakcyjne, drożeją z wielu przyczyn - mówi S. Węgłowski.
- W ostatnich latach bardziej dostępne stały się kredyty hipoteczne, a jednocześnie w górą poszły ceny materiałów budowlanych (choćby z racji wyższego VAT-u). O 100 proc. podrożała stal, podobnie drewno, drożeje benzyna, co też przekłada się na koszty. Poza tym ludzie działają trochę na zasadzie owczego pędu. Jak zrobiło się głośno o drożejących mieszkaniach, to na rynku zrobił się ruch - no i podrożały jeszcze bardziej.
Z obserwacji K. Wojsy wynika, że tylko w ciągu ostatniego roku mieszkania w Kielcach podrożały średnio o około 15 proc. Największym powodzeniem cieszą się lokale małe, w tzw. dobrych dzielnicach. Co to znaczy? - Dobrą renomą cieszą się np. bloki na KSM-ie; nie mamy większych problemów ze znalezieniem chętnych na mieszkania z tego rejonu miasta - mówi. - Wysoką cenę utrzymują też mieszkania z osiedla Ślichowice, czy też z okolic osiedla Kochanowskiego. Bardzo drogi jest Baranówek, gdzie wybudowano w ostatnich latach co najmniej kilka niewielkich budynków z mieszkaniami. Przyczyna jest prosta - jest to osiedle willowe, spokojne, blisko centrum i tuż obok największych w mieście terenów rekreacyjnych. Za to na drugim biegunie lokują się tradycyjnie Czarnów i Herby. Tam mamy przeważnie do czynienia z budynkami zaniedbanymi, w otoczeniu uznawanym za nieciekawe i niezbyt bezpieczne. Różnice między cenami mieszkań z górnej półki i tych „z parteru” sięgają w Kielcach nawet 2 tys. zł za metr.
Mieszkanie na stadionie
Jeszcze większe niż u nas cenowe szaleństwo panuje w największych miastach kraju. Zwłaszcza Warszawa i Kraków biją rekordy mieszkaniowych stawek. Doszło do tego, że deweloperzy sprzedają na pniu już nie gotowe mieszkania, już nie mieszkania w trakcie budowy, ale „miejsca na planie”, który będzie zrealizowany np. za dwa lata. Za przyzwoicie urządzone mieszkanie w niezłej dzielnicy stolicy trzeba już płacić po 5 tys. zł za metr, a zdarzają się oferty (nie chodzi o apartamentowce) nawet za 7-8 tys. zł. Podobnie w Krakowie, który przeżywa ostatnio okres rozkwitu gospodarczego, a dodatkowo zawsze był traktowany jako „miejsce serdeczne”, dobre do zamieszkania. Mieszkania w wybudowanym kilka lat temu osiedlu w niezłym punkcie uznawanej za dobrą dzielnicy Krowodrza dwa lata temu było do kupienia po 3,5 tys. zł za metr. Rok temu właściciele żądali 4 tys. zł za metr, a pół roku temu - 4,5 tys. zł. Teraz nie znajdzie się tam już oferty tańszej niż 5 tys. zł za metr. I sprzedają się jak ciepłe bułeczki!
W obu stolicach (starej i nowej) ruch cen napędzają dodatkowo obcokrajowcy, pracujący lub osiedlający się na miejscu. Dla nich u nas jest wciąż tanio. Nie mogą tego, niestety, powiedzieć o sobie kielczanie, szukający jakiegoś lokum dla swoich dzieci, wysyłanych na studia do Warszawy lub Krakowa. Coraz trudniej jest wykonać popularny wciąż ruch, to znaczy kupić mieszanie, gdy dziecko zaczyna studiować, a raty kredytu spłacać z czynszu płaconego przez koleżanki (kolegów) naszej pociechy - bo przecież nie będzie mieszkała sama.
Co dalej? Obserwatorzy rynku praktycznie jednogłośnie prognozują dalszy wzrost cen. Najszybszy - w największym miastach. Nieco wolniejszy - w mniejszych.
- Wystarczy spojrzeć na to, co się stało w takich krajach, jak Hiszpania czy Portugalia. Tam po wejściu do Unii Europejskiej nieruchomości poszły w górę o 100 procent i więcej, choć oczywiście nie od razu - mówi Krzysztof Wojsa. - Nie ma żadnych powodów, żeby u nas było inaczej. Zwłaszcza że wciąż mamy w Polsce „głód mieszkaniowy”, a wiele używanych teraz budynków ma po kilkadziesiąt lat i jest w fatalnym stanie. Ruch cen będzie też napędzać stosunkowo mała - np. w Kielcach - oferta nowych mieszkań. Wiadomo, co się dzieje, gdy popyt przewyższa podaż...
Cóż, dzieje się tak, jak na przykład w Londynie. Każdy, kto oglądał ostatnio transmisję z półfinałowego meczy Ligi Mistrzów słyszał, co stanie na miejscu zamykanego właśnie stadionu Arsenalu. Stanie tam osiedle mieszkaniowe. Za dziesięć lat. Ale mieszkania są już sprzedane.
Przykładowe oferty sprzedaży kieleckich nieruchomości:
- Mieszkanie, 23 m kw., ul. Zagórska - 63 tys. zł
- Mieszkanie, 35 m kw., ul. Nowy Świat (do remontu) - 68 tys. zł
- Mieszkanie, 42 m kw., ul Kościuszki (parter) - 140 tys. zł
- Mieszkanie, 46 m kw., ul. Piekoszowska (parter) - 85 tys. zł
- Mieszkanie, 71 m kw., Ślichowice - 175 tys. zł.
- Mieszkanie, 76 m kw., Szydłówek - 220 tys. zł.
- Mieszkanie, 128 m kw., Pod Telegrafem (z garażem) - 374 tys. zł.
- Mieszkanie, 128 m kw., ul. Leszczyńska (z garażem) - 349 tys. zł.
- Dom, 165 m kw., Stadion - 590 tys. zł
- Dom, 200 m kw., Ostra Górka - 370 tys. zł
- Dom, 150m kw., ul. Wojska Polskiego, 390 tys. zł
- Dom, 150 m kw., Miedziana Góra - 410 tys. zł
- Dom, 170 m kw., Masłów - 390 tys. zł
Autor artykułu: Artur Potaczała
Fot. Ł. Zarzycki
-
- Ranga: Inspektor nadzoru ;)
- Posty: 1165
- Rejestracja: 20 grudnia 2005, o 21:21
- Lokalizacja: Kielce
po przeczytaniu tego artykułu nasunęły mi sie takie spostrzezenia.
oczywiście że bardz ocieszy mnie to że buduje się dużo i mam nadzieje że będzie sie budowało jeszcze więcej ale...
ale czuje sie troche jakbym mieszkał na innej planecie i jakby ten artykuł nie był adresowany do mnie (niestety) mam prawie 24 lata i zarabiam 1600zł miesięcznie (to i tak giga kwota w porównaniu z zarobkami moich kolegów i koleżanek które niekiedy zarabiąją 1/3 tej sumy ) i oczywiście niemam zadnej pewności że ja jak i każdy inny ZWYKŁY człowiek nie strace pracy np za miesiac za dwa albo nawet jutro.
Ale do rzeczy. Kto da mi kredyt na mieszkanie w nowym budownictwie - nikt. tzn żaden bank bo niemam zdolności kredytowej. Gdyby mieszkanie kosztowało z 50tyś to owszem ale nie przy takich astronomicznych cenach. Nawet zakup pod hipoteke jest niemozliwy bo trzeba miec zdolnośc kredytową. A przy takich zarobkach i takim stanie cen mieszkań na zakup jednego z nich mogą sobie pozwolic naprawde nieliczni. A juz napewno nie rzesza absolwentów którym po skończeniu studjów pozostaje kraśc, emigracja, albo rozkręcic coś swojego (no ale przy rządach pis i innych anty unijnych oszołomów to nie realne) smutne to ale niestety prawdziwe.
tak więc niema sie z czego cieszyc ze buduje sie mieszkania dla ludzi bo to guzik prawda buduje sie tak naprawde mieszknaia dla ludzi majętnych a nie dla tych którzy ich naprawde potrzebują
a tak na marginesie nie uważam żeby w Polsce problemem było bezrobocie - w Polsce problem są żenująco niskie zarobki
ps sory za błędy ort ale sie spieszyłem
oczywiście że bardz ocieszy mnie to że buduje się dużo i mam nadzieje że będzie sie budowało jeszcze więcej ale...
ale czuje sie troche jakbym mieszkał na innej planecie i jakby ten artykuł nie był adresowany do mnie (niestety) mam prawie 24 lata i zarabiam 1600zł miesięcznie (to i tak giga kwota w porównaniu z zarobkami moich kolegów i koleżanek które niekiedy zarabiąją 1/3 tej sumy ) i oczywiście niemam zadnej pewności że ja jak i każdy inny ZWYKŁY człowiek nie strace pracy np za miesiac za dwa albo nawet jutro.
Ale do rzeczy. Kto da mi kredyt na mieszkanie w nowym budownictwie - nikt. tzn żaden bank bo niemam zdolności kredytowej. Gdyby mieszkanie kosztowało z 50tyś to owszem ale nie przy takich astronomicznych cenach. Nawet zakup pod hipoteke jest niemozliwy bo trzeba miec zdolnośc kredytową. A przy takich zarobkach i takim stanie cen mieszkań na zakup jednego z nich mogą sobie pozwolic naprawde nieliczni. A juz napewno nie rzesza absolwentów którym po skończeniu studjów pozostaje kraśc, emigracja, albo rozkręcic coś swojego (no ale przy rządach pis i innych anty unijnych oszołomów to nie realne) smutne to ale niestety prawdziwe.
tak więc niema sie z czego cieszyc ze buduje sie mieszkania dla ludzi bo to guzik prawda buduje sie tak naprawde mieszknaia dla ludzi majętnych a nie dla tych którzy ich naprawde potrzebują
a tak na marginesie nie uważam żeby w Polsce problemem było bezrobocie - w Polsce problem są żenująco niskie zarobki
ps sory za błędy ort ale sie spieszyłem
- Nieuchwytny
- Posty: 22
- Rejestracja: 22 lutego 2006, o 11:17
- Lokalizacja: Kielce, Kraków
- Kontakt:
Naprawde ceny pna sie w gore, a wszystko jest w wiekszych miastach spowodowane przez zagranicznych developerow. Mysle, ze w Kielcach dla niektorych alternatywnym rozwiazaniem jest budowa wlasnego domu
A jesli chodzi o mlodych to trzeba ciulac, odkladac,prosic sie o kredyty a moze cos sie uda
A jesli chodzi o mlodych to trzeba ciulac, odkladac,prosic sie o kredyty a moze cos sie uda
nieustraszony...
autor pisze:Nie wiem gdzie, ale wiem, ze beda kupowali tereny od miasta.tom pisze:Jeśli Domator to pewnie Ślichowice. Żadnych szczegółów nie ma?
Teren od miasta ma mieć ok. 3600 m.kw. i znajduje się na Fałdowej obok obecnej budowy bloku na tyłach podstawówki. Budowę chcą rozpocząć jeszcze w tym roku, żeby w połowie przyszłego skończyć.
Gdzieś w pobliżu planowana jest też budowa garaży ale potrzeba przynajmniej 30 chętnych.
- Michel2
- Posty: 383
- Rejestracja: 20 marca 2006, o 10:21
- Lokalizacja: Ziemia Swietokrzyska :*
- Kontakt:
Ile wedlug was moze kosztowac m2 mieszkania na ul.Spoldzielczej jesli na Zagorskiej jest ok 2740zl/m2.
Pozdrawiam. Skasujcie ten poprzedni.
Pozdrawiam. Skasujcie ten poprzedni.
www.nowiny.com.pl - serwis internetowy gminy Sitkówka-Nowiny
Kocham Świętokrzyskie :*
Kocham Świętokrzyskie :*
Nie ma kasy, nie ma domu
06-07-2006
Trzy kieleckie spółdzielnie mieszkaniowe - Domator, Świętokrzyska i KSM - budują nowe bloki mieszkalne. Zainteresowanie spółdzielczymi mieszkaniami jest olbrzymie, bo w porównaniu do cen deweloperów na metrze jest nawet o kilkaset złotych taniej.
- Do października oddamy do użytku 108 mieszkań w trzech blokach. Średnia cena za metr to 2300 zł. We wrześniu powinniśmy rozpocząć budowę kolejnego bloku, w którym cena nie powinna przekroczyć 2450 zł. Zainteresowanych jest dużo więcej niż mieszkań, przy czym pierwszeństwo maja członkowie spółdzielni - mówi Marek Bobiński, prezes Domatora.
Jest działka, jest taniej
Podobnie jest w Świętokrzyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która budowę rozpocznie we wrześniu. Blok powstanie na takich zasadach, jak w firmie deweloperskiej - mieszkańcy wpłacą pieniądze, za które inwestycja zostanie sfinansowana. Tu cena metra kwadratowego mieszkania ma nie przekroczyć 2700 złotych (a budynek ma mieć windę i podziemny parking). - Mamy swoją działkę i dlatego cena będzie sporo niższa niż w firmie, która musi teren kupić, uzbroić go i dopiero może budować - wyjaśnia Mirosław Kędzia, prezes ŚSM. - Dlatego zainteresowanie spółdzielczymi mieszkaniami jest bardzo duże. Akurat my wolne działki mamy i planujemy budowę kolejnych bloków.
W gorszej sytuacji jest Kielecka Spółdzielnia Mieszkaniowa, która chce budować, ale już nie ma gdzie. Dwa tygodnie temu rozpoczęto wykopy pod „plombę” przy ul. Zagórskiej. Tylko na jedno z 14 mieszkań spółdzielnia nie podpisała jeszcze umowy.
Nie kupią, bo za drogo
W zupełnie innej sytuacji są spółdzielnie w mniejszych miastach. Ostrowieckie „Krzemionki” mają zablokowane działki pod ponad 1000 mieszkań. Na liście spółdzielców oczekujących na swoje lokum jest jeszcze więcej osób, ale nikt nie jest w stanie wpłacić pieniędzy na realizację inwestycji. A na to, żeby budować na zasadach innych niż deweloper, spółdzielni nie stać.
- Na wolnym rynku używane mieszkanie kosztuje w Ostrowcu od 800 do 1200 zł za metr. Przy budowie, nawet na swojej działce, nie zejdziemy z ceną poniżej 2,5 tys. zł. A tego praktycznie nikt nie jest w stanie zapłacić - wyjaśnia Bronisław Haładyna, prezes SM „Krzemionki w Ostrowcu Świętokrzyskim. - Trzy lata temu zakończyliśmy budowę ostatniego bloku. Kilka mieszkań musieliśmy wynająć na zasadach lokatorskich, bo nie było chętnych na ich kupno.
To, że w mniejszych miastach chętnych na mieszkania nie ma potwierdza Tadeusz Dworak, prezes Koneckiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Potrzeby są olbrzymie, ale ludzie nie mają pieniędzy. Jeśli kogoś już stać na mieszkanie to kupuje używane, o połowę tańsze od nowego - mówi. - Spółdzielnia ma swoje tereny, ale dopóki nie będzie możliwości skorzystania z preferencyjnych kredytów albo dofinansowania z budżetu państwa, nawet nie mamy się co brać za budowę.
Anna NIEDZIELSKA, niedzielska@echodnia.eu
http://www.echodnia.eu/swietokrzyskie/?cat=13&id=31798
jezeli prezesi w wygodnych fotelach zdecydowali sie podjac ryzyko polegajace na budowie mieszkan to znaczy ze jest ono znikome i mieszkania pojda jak buleczki cieplutkie, pytanie tylko dlaczego uznaja, ze dzialka ktora jest ich, nie jest nic warta i nie doliczaja jej do kosztow inwestycji, moze lepiej sprzedac dzialke drogo i miec swiety spokoj w fotelu bujanym?