Miejskie autobusy okiem ekspertów. Mniej linii, ale częściej
Ograniczenie liczby linii, ale zwiększenie częstotliwości kursów i regularne badania oczekiwań pasażerów to tylko niektóre pomysły ekspertów na poprawę systemu komunikacji publicznej w Kielcach.
Padły one podczas środowej debaty w Pałacyku Zielińskiego zorganizowanej przez Stowarzyszenie Kieleckie Inwestycje. Jej gośćmi byli eksperci od transportu publicznego: dr Michał Wolański z Katedry Transportu Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz dr Michał Beim z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
W Kielcach jest teraz 65 linii, w tym tylko jedna - nr 35 - wykonuje sześć kursów na godzinę. Aż 56 jeździ raz, dwa na godzinę. - Tylu linii nie ma nawet w Poznaniu! - podkreślał Beim. Stwierdził, że problemem jest częstotliwość i koordynacja kursów. - Dotyczy to wielu miast. Punktem wyjścia powinno być kilka dobrych linii, a nad resztą trzeba się zastanowić. Moim zdaniem w mieście wielkości Kielc powinno być 12-15 linii, ale o większej częstotliwości - stwierdził.
- Zawsze będzie grupa, która najchętniej skreśliłaby wszystkie linie i wyznaczyła zupełnie nowe. Ale to też nie jest dobre rozwiązanie - dodał Wolański. Był jednak zdziwiony utworzeniem kolejnych linii w ramach programu unijnego. - Moim zdaniem ten układ trzeba oczyścić, radziłbym to robić jednak bardzo ostrożnie - mówił.
Michał Beim tłumaczył, że z badań psychologii transportu wynika, że zasadnicza jest odpowiedź na pytanie, czy wychodzimy na przystanek, czy na konkretny kurs. Granicą jest odjazd autobusu co dziesięć minut. Dodał, że jeżeli komunikacja jest dostępna częściej, to nikt nie wychodzi na konkretny kurs, tylko na przystanek. - To powinien być zasadniczy wyznacznik nowej jakości - zaznaczył.
Michał Wolański wspomniał, że kielecka radna Alicja Obara chwaliła komunikację w Budapeszcie. - Na Węgrzech w kryzysie ograniczono zakupy autobusów, ale nie liczbę kursów. Tymczasem w Polsce, w tym również w Kielcach, wydajemy olbrzymie pieniądze na inwestycje, nowe pojazdy, automaty. Kupujemy mercedesa, ale nie stać nas później na paliwo do niego i jeździ on co godzinę. A ludzie wolą mieć starego ikarusa, ale żeby jeździł co kwadrans - mówi.
Wiele dyskusji wywołał temat przystanków. Zastanawiano się, jak chronić dobre punkty przesiadkowe oraz czy wpuścić autobusy do centrum Kielc.
- Nie chciałbym państwa pocieszać, ale problem przystanków przesiadkowych dotyczy wielu miast. Dobrze, jeżeli udało się czegoś nie popsuć - stwierdził Wolański.
Tłumaczono, że optymalna odległość do przystanku to 300 metrów. - Przesuwanie go o kolejne 200 metrów w starzejącym się społeczeństwie jest złe. Bardzo ważna jest wtedy rola stowarzyszeń, głównie tych zrzeszających osoby niepełnosprawne - mówił Beim.
Obaj eksperci nie proponowali utworzenia centrum przesiadkowego w sercu miasta. - Kielecka starówka jest urocza i na pewno nie będzie to centrum tranzytowe. Ale dobrze, że wprowadzono tam jakieś linie - stwierdził Wolański.
Rozmawiano też o projekcie budowy przystanków w ramach systemu "parkuj i jedź". Eksperci zgodnie stwierdzili, że ten system w Polsce się nie sprawdził. - Żeby podziałał, musi przede wszystkim oferować lepszy dojazd do centrum autobusem niż samochodem - tłumaczył Wolański.
Na debacie zabrakło przedstawicieli Zarządu Transportu Miejskiego w Kielcach. Dlaczego tak się stało, dopytywał na czwartkowej sesji radny Stanisław Rupniewski.
- Nie bez znaczenia są organizatorzy. Właśnie przygotowujemy wykaz interwencji tego stowarzyszenia w celu zablokowania miejskich inwestycji. Teraz mamy dwa problemy, m.in. z budową pętli na Bukówce. W mojej ocenie stowarzyszenie szkodzi i to była moja decyzja, żeby urzędnicy tam nie poszli. Mam do tego absolutne prawo, bo moim obowiązkiem jest bronić interesu miasta - odpowiedział prezydent Kielc Wojciech Lubawski.
Cały tekst:
http://kielce.gazeta.pl/kielce/1,35255, ... LokKielTxt