Podejrzane w innych miastach :)

Wszystko, co nie związane jest z tematyką forum.

Moderatorzy: Autor, sueno, Daniel, Sirek1

Awatar użytkownika
Arturo
Posty: 172
Rejestracja: 18 stycznia 2007, o 20:42
Lokalizacja: Kielce, Ślichowice
Kontakt:

Post autor: Arturo » 10 lutego 2012, o 16:45

Wyjątek potwierdza regułę ;)

Oskar
Ranga: Inspektor nadzoru ;)
Posty: 1330
Rejestracja: 19 marca 2006, o 14:34
Lokalizacja: Śródmieście
Kontakt:

Post autor: Oskar » 12 lutego 2012, o 15:23


Awatar użytkownika
sueno
Ranga: Dyrektor budowy ;)
Posty: 4907
Rejestracja: 31 maja 2006, o 21:56
Lokalizacja: Świat czerwonego smoka
Kontakt:

Post autor: sueno » 18 lutego 2012, o 12:36

Obrazek
Nie pozwólmy, by urzędnicy rządzili nami bez pytania
Przemysław Jedlecki 2012-02-18, ostatnia aktualizacja 2012-02-18 02:16:37.0

Czy decyzje o tym, jak powinno w przyszłości wyglądać miasto, powinny zapadać bez większego rozgłosu? To marzenie niektórych urzędników. Im ciszej, tym mniej będzie niewygodnych pytań i wymagań. Ale w Katowicach szykuje się w tej sprawie zmiana. Oby tylko radnym starczyło odwagi na jej przeprowadzenie - pisze Przemysław Jedlecki
W tej sprawie jak nigdy trzymam kciuki za radnych, choć wątpię, żeby wszystko dobrze się skończyło. W pamięci mam bowiem wypowiedź pewnego naszego samorządowca, który nie chciał, by o to, jak w przyszłości ma wyglądać katowicki rynek, pytać mieszkańców miasta. To może najbardziej jaskrawy przykład zadufania i przekonania, że władza zawsze wszystko wie lepiej od szaraczków.

Podobnie ma się dziś sprawa z drobniejszymi, ale równie ważnymi decyzjami. Chodzi np. o tworzenie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Że to nudne? Dla wielu na pewno tak, ale to właśnie te plany decydują o obliczu naszych miast, kolejnych inwestycjach lub ich braku. Z planu dowiemy się, czy obok naszego domu powstanie dwupasmowa droga, stacja benzynowa albo dyskont spożywczy. Plan lub jego brak przynosi też odpowiedź na pytanie, dlaczego w naszych miastach panuje urbanistyczny chaos, a czasem jest po prostu brzydko. To w tych dokumentach są też zapowiedzi lepszego. Przykład? Proszę bardzo. Z najnowszego planu dla okolic Gliwickiej w Katowicach wynika, że nie można tu układać chodników z betonowych płyt. Małe, a cieszy.

Problem w tym, że plan zwykle powstaje w zaciszu gabinetów. Katowicki magistrat ogranicza się przede wszystkim do informowania o pracach w zakamarkach internetowego Biuletynu Informacji Publicznej i gablotach na korytarzach magistratu. Informacje dostają też przewodniczący rady miasta i szef rady dzielnicy. To tak zwana przyjęta zwyczajowo forma.

W efekcie mało kto z mieszkańców wie, jak może się zmienić miasto, a to przekłada się na skromną liczbę protestów oraz uwag. Dla urzędników to najlepszy prezent, bo ułatwia im pracę. W dodatku dyskusje o planach odbywają się w czasie, gdy wielu z nas jest jeszcze w pracy. Ostatnio np. o godz. 14 rozmawiano o przyszłości al. Korfantego. Nic dziwnego, że na spotkanie w sprawie najważniejszego miejsca w Katowicach przyszło tylko kilkanaście osób.

Absurdalność tej sytuacji dostrzegła wreszcie grupka katowiczan z nieformalnej inicjatywy Napraw Sobie Miasto - Anna Syska, Paweł Wyszomirski oraz Aleksander Krajewski. W przyszłym tygodniu będą przekonywać radnych, by uchwalili regulamin informowania mieszkańców o pracach nad planami. Ogłoszenia w tej sprawie mają się ukazywać nie tylko w BIP, ale też na internetowej Platformie Konsultacji Społecznych, głównej stronie magistratu w dziale Aktualności oraz w portalach Facebook, Nasza-klasa i Twitter, czyli wszędzie tam, gdzie już dziś są obecne Katowice. Dodatkowo społecznicy chcą zmusić urzędników, by informacje o pracach nad planami rozsyłali do mieszkańców SMS-ami i pocztą elektroniczną. Na koniec chcą, by dyskusje rozpoczynać nie wcześniej niż o godz. 18, czyli w porze, gdy wielu z nas zdąży skończyć pracę.

Co radni zrobią z tymi pomysłami? Boję się, że potraktują je jako zamach na własne kompetencje (to oni uchwalają ostateczny plan) i wyraz niewiary w ich umiejętności. Idę też o zakład, że sprawa podzieli opozycję i popleczników prezydenta. Jeśli jednak radni odłożą na bok własne ambicje, to może się okazać, że w Katowicach może być trochę ładniej, a jeśli nie, to sami będziemy sobie winni.

Co chcielibyście wymusić na swoich radnych? Czekamy Wasze wpisy na forum i listy (listy@katowice.agora.pl)

źródło: http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35 ... tania.html
Najlepsza gra w sieci: http://www.reddragon.pl

"Są fachowcy i nie widzę potrzeby, żeby nauczyciel dyktował, jak ma się budować drogi" - autor znany :D

Awatar użytkownika
michal_ck
Ranga: Dyrektor budowy ;)
Posty: 2682
Rejestracja: 18 stycznia 2007, o 00:20
Lokalizacja: Kielce-Dąbrowa

Post autor: michal_ck » 19 lutego 2012, o 10:30

Z najnowszego planu dla okolic Gliwickiej w Katowicach wynika, że nie można tu układać chodników z betonowych płyt. Małe, a cieszy.
1. Zastępca Przewodniczącego Komisji Rewizyjnej SKI
2. Koordynator ds. zieleni miejskiej
3. Koordynator ds. zagospodarowania os. Dąbrowa II

Awatar użytkownika
Autor
Site Admin
Posty: 11713
Rejestracja: 21 września 2005, o 14:05
Lokalizacja: Bilbało!
Kontakt:

Post autor: Autor » 19 lutego 2012, o 13:51

U nas by sie nie dalo, bo zbyt szczegolowe.
Rozdział 2.
USTALENIA OGÓLNE DLA CAŁEGO OBSZARU OBJĘTEGO PLANEM
§ 6.
Zasady ochrony i kształtowania ładu przestrzennego oraz przestrzeni publicznych:
1) zakaz lokalizowania reklam, za wyjątkiem tablic informacji turystycznej;
2) zakaz realizacji chodników i ścieżek rowerowych z płyt betonowych;

http://bip.um.katowice.pl/dokumenty/201 ... 714293.pdf

grzebo
Ranga: Inspektor nadzoru ;)
Posty: 1434
Rejestracja: 12 stycznia 2009, o 14:20
Lokalizacja: Kielce

Post autor: grzebo » 28 lutego 2012, o 01:27

Jak wyglądają konsultacje społeczne w Łodzi:

http://gothmucha.blox.pl/2012/01/Jak-zo ... cznym.html
UM Łódź pisze: Należy umożliwić sektorowi trzeciemu miasta Łodzi podnoszenie kompetencji w zakresie komunikacji społecznej. Ważne jest, aby przedstawiciele organizacji pozarządowych reprezentowali interesy społeczne w duchu consensusu, a nie wzmacniali niepokoje społeczne, w wielu wypadkach będące wynikiem niedostatecznej wiedzy merytorycznej na temat projektu (...)"
...chociaż to jest raczej sugestia dla MZD na przyszłość.

Nigdy nie rozumiałem oburzenia o slogan "don't give up, you're in Kielce". Jest lekko melancholijny, ale optymistyczny, a przy tym nieskażony hurra-szowinizmem lokalnym. Do tej sytuacji nadaje się jak ulał. U nas nie jest aż tak źle.

mimi
Posty: 128
Rejestracja: 27 listopada 2008, o 11:07
Lokalizacja: topola

Post autor: mimi » 2 marca 2012, o 14:20

Multivila

Ogłaszamy konkurs ofert na generalne wykonawstwo budynku mieszkalnego wielorodzinnego w Katowicach.

Celem konkursu jest wyłonienie generalnego wykonawcy siedmiokondygnacyjnego budynku mieszkalnego z garażem podziemnym, według projektu Pracowni KWK Promes Roberta Koniecznego, o powierzchni użytkowej 2072m2 i kubaturze 8832m3 na działce o powierzchni
430 m2 położonej w śródmieściu Katowic.

Wymagania ofertowe oraz projekt w wersji elektronicznej do pobrania po zgłoszeniu udziału w konkursie drogą mailową : biuro@kwkpromes.pl z dopiskiem MULTIVILLA - konkurs ofert


Termin składania ofert 20 marca 2012,termin rozpoczęcia prac kwiecień/maj 2012.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

http://www.eurobudowa.pl/przetargi/1128 ... ze-8832m3/

mimi
Posty: 128
Rejestracja: 27 listopada 2008, o 11:07
Lokalizacja: topola

Post autor: mimi » 2 marca 2012, o 14:20

WPKiW ma zamienić się w miejsce rodzinnych spotkań

Zapuszczone tereny dawnego ogrodnictwa WPKiW mają się zmienić w centrum rekreacyjne dla rodzin. Projektem wartej 12 mln zł inwestycji zajął się Jan Kubec, twórca Centrum Nauki "Kopernik" w Warszawie.

Obrazek

Chodzi o 20. hektarowy teren w północnej części parku, tuż przy ul. Siemianowickiej. Znajdują się tu ruiny budynków, rosną samosiejki, a wszystko jest ogrodzone rdzewiejącym płotem. Dziś lepiej to miejsce omijać, ale władze Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku chcą to zmienić. Ma tu powstać Śląskie Miejsce Spotkań: kilkanaście zielonych kręgów, w których będzie można np. grać w piłkę, urządzić piknik, czy pobawić się z dziećmi. W planach są też punkty gastronomiczne oraz hotel.

Projekt przemiany miejsca to dzieło Centrum Projektów Rewitalizacyjnych oraz Jana Kubeca, autora Centrum Nauki "Kopernik" w Warszawie. Inwestycja ma kosztować 12 mln zł, a prace mają się rozpocząć pod koniec tego roku.

http://m.katowice.gazeta.pl/katowice/1, ... otkan.html

Awatar użytkownika
sueno
Ranga: Dyrektor budowy ;)
Posty: 4907
Rejestracja: 31 maja 2006, o 21:56
Lokalizacja: Świat czerwonego smoka
Kontakt:

Post autor: sueno » 4 marca 2012, o 17:23

Obrazek
"Walczę z kolorowym trądem". L.U.C dla "Newsweeka"

Ocalmy nasze otoczenie przed szpetotą, powstrzymajmy powstawanie budowlanych brzydolągów – wzywa raper L.U.C poprzez swoją akcję
Rozmawiał Filip Łobodziński 10 listopada 2011 18:15

Newsweek: Jak sądzisz, czemu wśród projektantów ubrań, butów, karoserii jest tak dużo Włochów?
L.U.C: Kilkadziesiąt wieków wielkiej kultury? Obecność tej wielkiej kultury na co dzień?

Newsweek: A może po prostu to, że od małego kopią piłkę czy skaczą ze skakanką w otoczeniu pięknych budowli… Ale Włochom łatwiej. My żyjemy na pobojowisku historii.
L.U.C: Ale możemy to zmienić, zaczynając chociażby rozmawiać o tym, co nas otacza. Architektura to jedyna sfera sztuki, z którą obcujemy, czy chcemy, czy nie. Po pierwsze z tym, co już zbudowano, ale także z tym co się buduje teraz. Te budynki może są dziś fajne, ale jak będą wyglądać za sto lat? Kamienice secesyjne są piękne i my to doskonale wiemy. A te dzisiejsze bloki?

Newsweek: Albo bryły ze szkła i stali. Nic się tak szybko nie starzeje, jak nowoczesność.
L.U.C: Jesteśmy w bardzo ciekawym momencie, jeśli chodzi o architekturę.

Newsweek: Wzorców piękna jest wiele. Mnie samemu przedwojenne kamienice niezbyt się podobały, dopóki nie dostrzegłem, że funkcjonalizm to w istocie piękny styl. Ale – dlaczego zamiast czarować fanów czadem i estetyką, ty wciągasz nas nagle w poważną dyskusję o środowisku architektonicznym?
L.U.C: Miałem duże problemy z duchowym wyciszeniem, koniecznym przy realizacji nowej płyty. Jako Waga przyglądam się światu, analizuję i przejmuje się tym, co widzę. Coraz bardziej czuję wewnętrzną siłę, by coś zmienić. Zależy mi, byśmy zmienili uwarunkowania, w jakich żyjemy, czyli mam zapędy społeczne, ale z drugiej strony to moja osobista, czysto estetyczna frustracja, wywołana tym, w czym się obracam. Jestem estetą, a nawet psychoestetą. Piękno daje mi radość, chaos, brzydota i brud mnie smucą. Czy to egoizm, czy coś mnie tu łączy z większą grupą ludzi? Nie dążę do zmiany strojów ludzi, mają prawo chodzić ubrani, jak chcą. Ale od wyglądu miasta nie uciekniemy.

Newsweek: Chciałbyś, żeby miasta były dziełami sztuki?
L.U.C: Zgodnie z moją koncepcją Witu, Krainy Mitu, Gdzie Nic Nie Jest Do Kitu, można mnie posądzać o utopizm. Ale ja wierzę, że może być pięknie, i chce ludzi zainspirować, żeby sami zaczęli to piękno wokół siebie urządzać. A właściwie żeby powstrzymali postęp brzydoty, bo o pięknie mówić za wcześnie. Walczę na razie z tandetą i traumą. Piękno to warszawski Nowy Świat, pojedyncze ulice i rynek we Wrocławiu, rynek w Krakowie, jeszcze parę miejsc w Polsce, ale to dopiero przyczółki. Na razie walczę z plagą szyldowego pleksiarstwa i tandety elewacyjnej.

Newsweek: Czym nam grozi życie w brzydkim krajobrazie?
L.U.C: Na pewno frustracją, która prowadzi do bardzo groźnego zjawiska – emigracji. Potrzeba zarobkowania jest jej najważniejszą przyczyną, ale chęć życia w ładniejszym miejscu, z lepszymi rozwiązaniami urbanistycznymi, też ma znaczenie. Powinniśmy rozejrzeć się i zadać sobie pytanie: czy tu ludzie będą chcieli zamieszkać? Czy inni z zagranicy będą chcieli to miejsce odwiedzać? A jeśli przyjadą, czy będą się z tego śmiać, czy podziwiać?

Newsweek: Czy Pospolite Ruszenie polegałoby na tym, że na każdym osiedlu formuje się bojówka estetyczna?
L.U.C: Tak. Pospolite ruszenie też składało się z chorągwi. Chorągwie naszego ruszenia już się pojawiają. W Warszawie jest Re-blok, w Katowicach Napraw Sobie Miasto, we Wrocławiu Design It Poland… Drobne ośrodki, które mają zarażać aktywnych społecznie ludzi. Przekonywać, że to my decydujemy, że to jest nasze. Jeśli „oni” ten blok pomalowali w pawiogenne kolorki, to my możemy go odmalować ładnie. We Wrocławiu widziałem niedawno trzy kamienice obok siebie, które zostały pomalowane w uzupełniających się, przyjemnych kolorach – to znaczy, że ktoś coś przemyślał, że się da!

Newsweek: Ale jak ustalić kanon piękna, skoro on się też zmienia? Dworzec kolejowy w Katowicach podzielił ludzi na tych, którym było go szkoda, i tych, co kibicowali wyburzeniu.
L.U.C: Na razie walczę nie tyle ze stylami architektonicznymi, które są, jakie są, ale z bezguściem. Bo może nawet te klocki z wielkiej płyty za trzydzieści lat będą uznane za piękne, choć trudno mi w to uwierzyć. Rzecz w tym, że one były robione z założenia tandetnie. A potem jeszcze je pomalowano – i tu wszelkie granice zostały przekroczone. Nie same bloki są problemem, nie urbanizacja – choć łza mi się kręci w oku, gdy oglądam stare fotografie Warszawy i to, co teraz stoi w tym miejscu – problemem są pomysły, co z nimi dalej zrobić. Szukajmy dobrych wzorów. Na przykład ohydny, PRL-owski blok w Alejach Jerozolimskich w Warszawie, naprzeciwko Smyka, został odmalowany w ładną, nieinwazyjną żółć z nowymi metalowymi barierkami w balkonach i zaczął wyglądać.

Newsweek: Ale dalej na Jerozolimskich stoi hotel Sobieski, zbudowany już w wolnej Polsce. Już nie można zwalić na PRL. Fasada wygląda jak sraczka po M&M’sach.
L.U.C: Wspaniale ujęte! Pozwól, że będę cytował! Chyba od Sobieskiego się w ogóle zaczęła ta radosna twórczość, te pastelowe róże zderzone z błękitami, żółcienie obok bordo… Jako naród zbłądziliśmy szpetnie, przekonani, że malować każdy może, jak chce, z braku przepisów o przeciwdziałaniu brzydocie, z braku dialogu społecznego. Nawet najbardziej gryzący kolor nie byłby zły, gdyby był wprowadzony konsekwentnie, a tu blok obok bloku i mamy ogród osobliwości.

Newsweek: Prezesi spółdzielni mieszkaniowych poczuli się Warholami.
L.U.C: Przy czym od razu powiem, że Warszawa poradziła sobie stosunkowo nieźle, bloki w Warszawie są w dużej mierze dość harmonijnie pomalowane. Jeżdżę po Polsce od dłuższego czasu i dokładnie się przyglądam. Najgorsza pod tym względem jest Bydgoszcz. Totalnie zainfekowana brzydotą malarską. Klęska.

Newsweek: Skąd się wzięła ta potrzeba pacykowania bloków?
L.U.C: Na poprzedniej płycie, po doświadczeniach smoleńskich, napisałem, że jako naród lubimy ekstrema, popadamy ze skrajności w skrajność, „jak czarno-biały pentax, jak Kubica na zakrętach”, od bandy do bandy. Z czarnej szarości PRL-u przeszliśmy w kolorowy trąd. Nikt nie pomyślał, że blok trzeba pomalować na fajny, kremowy kolor, uznali, że trzeba uciec od szarości jak najdalej i chlapnęli kolorowy Egipt i inne słoneczka na blokasach.

Newsweek: Może trzeba sprawdzić, jak to działa w druga stronę? Pojechać do Egiptu i namalować im na piramidach nasze bloki?
L.U.C: Genialny happening! On by uzmysłowił może, jakie to wszystko jest absurdalne i brzydkie.

Newsweek: Pospolite Ruszenie krzywi się też na wszechobecne billboardy.
L.U.C: Marzyły nam się billboardy, pokazujące to, co jest za nimi, ale to się okazało zbyt kosztowne.

Newsweek: Billboard wiszący na bloku sprawia, że spółdzielnia może dzięki temu sfinansować wymianę rur albo remont domofonów…
L.U.C: Wiem, że w Polsce musimy nadrobić sto pięćdziesiąt lat zaniedbań, dlatego billboardy traktuję jako ostatni element naszej akcji. Ale gdy patrzę na inne kraje postsowieckie, widzę, że my w tym oszpecaniu krajobrazu jesteśmy królami. Ani Czechy, ani Węgry nie mają takiej masakry. A skoro już muszą być billboardy, niech chociaż nie będą na nich wiszące kiełbasy albo jakieś okienka bankowe… Bardziej bolesne są szyldy usługowe.

Newsweek: Każdy wjazd do miasta to koszmar, te „wulkanizacje”, „kominki”, „europalety”, „LPG”…
L.U.C: Ich styl i nagromadzenie tworzą kompletny chaos. Centrum Zakopanego wygląda jak tureckie targowisko. A może nawet nie obrażajmy Turcji, tam wygląda to dużo lepiej. Tandetne pleksiarstwo. Z tym walczymy. Nagrywamy piosenki, zapraszamy ludzi do rozmów, zwracamy uwagę na ten temat, pokazujemy rzeczy fajne, poglądowo unaoczniamy różnicę między brzydkim a pięknym otoczeniem. Zaproszeni przez nas projektanci pokazują symulacje, jak wygląda budynek teraz i jak mógłby wyglądać po.

Newsweek: Reżyser Jean-Pierre Jeunet tak upiększył Paryż w słynnym filmie „Amelia”, wymazując komputerowo wszelkie niefrancuskie elementy, reklamy i szyldy.
L.U.C: Robiliśmy to nawet na billboardach, pokazując obok siebie blok zakażony i odkażony. Największa traumą dla nas było zrobienie estetycznego billboardu, który pokaże polski blok… Ale więcej zrobić nie możemy – tylko zarażać innych ideą.

Newsweek: Angażując się w poważną dyskusję ramię w ramię z dyrektorem Narodowego Centrum Kultury, możesz stracić wiarygodność w oczach antysystemowych wielbicieli.
L.U.C: Dlatego staram się mówić jak najwięcej o problemie, a nie o ludziach, którzy mnie w tym wspierają. Ale też nie mogę nie podziękować NCK-owi albo prezydentowi jakiegoś miasta za to, że uczestniczą w tym aktywnie. Elementarna wdzięczność. W Polsce często ludzie są niszczeni za to, że w ważnej sprawie zaczynają rozmawiać z różnymi świętymi, nic na to nie poradzę. Dobre uczynki muszą być ukarane. Inaczej można nic nie robić, tylko się niemądrze bawić. Jestem wierny sobie, postępuję zgodnie z etyką, nic więcej.

Newsweek: Przemiana osiedli w piękne miejsca może oznaczać koniec paliwa, napędzającego blokersów. Energia rapu częściowo bierze się z buntu przeciwko warunkom życia, także estetycznym.
L.U.C: Zawsze będą miejsca brzydsze i ładniejsze. A jeśli przyjdzie moment, że wszędzie będzie pięknie, nie będzie przeciwko czemu się buntować, będziemy się wszyscy przyjaźnić i interesująco dyskutować – to może dobrze? Może leżenie z przyjaciółmi na leżakach, podziwianie pięknej rzeczywistości i słuchanie ptaków nie jest takie złe?

źródło: http://m.newsweek.pl/wiadomosci-kultura ... 4,1,1.html
Najlepsza gra w sieci: http://www.reddragon.pl

"Są fachowcy i nie widzę potrzeby, żeby nauczyciel dyktował, jak ma się budować drogi" - autor znany :D

mimi
Posty: 128
Rejestracja: 27 listopada 2008, o 11:07
Lokalizacja: topola

Post autor: mimi » 10 marca 2012, o 11:25

Rewitalizacja terenów po byłej KWK Rozbark

Po zrujnowanych obiektach byłej KWK Rozbark witających wjeżdżających do miasta od strony Chorzowa wkrótce zostanie wspomnienie i garść niechlubnych zdjęć, na których straszy zaniedbane postindustrialne cmentarzysko.

6 marca prezydent Piotr Koj podpisał umowę z konsorcjum wykonawców, reprezentowanym przez Andrzeja Adamskiego z Przedsiębiorstwa Usługowo – Produkcyjno – Handlowego Budowlani Sp. z o.o., które zrealizuje projekt „Rewitalizacji terenów po byłej KWK Rozbark – Etap I – budynek cechowni i administracyjny”.

Pomysły na to, w jaki sposób zagospodarować przejęte w 2009 r. od Bytomskiej Spółki Restrukturyzacji Kopalń tereny po byłej kopalni od lat zaprzątały głowę architektów. Najnowszą wizję przedstawiła niedawno studentka krakowskiej ASP, która u bram miasta ulokowała, robiące ogromne wrażenie, centrum tańca.

Choć koncepcji było kilka, od początku mówiło się, że to właśnie w Rozbarku powstanie nowoczesny kompleks, w którym miałyby swoją siedzibę: Śląski Teatr Tańca, Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa i Wydział Teatru Tańca Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Zmodernizowany obiekt służyłby także Operze Śląskiej.

Projekt realizowany będzie w systemie „zaprojektuj-wybuduj”, polegającym na opracowaniu przez wykonawcę projektu budowlanego, uzyskaniu pozwolenia na budowę, a następnie wykonaniu robót budowlano-montażowych – mówi Jadwiga Migas z Wydziału Realizacji Inwestycji i Remontów Urzędu Miejskiego w Bytomiu.

Projekt zakłada adaptację i zmianę sposobu użytkowania dwóch obiektów po byłej KWK Rozbark: zabytkowego budynku cechowni i budynku administracyjnego wraz z zagospodarowaniem przyległego terenu. I tak stosunkowo najlepiej zachowany budynek dawnej cechowni zaadaptowany zostanie na cele kulturalne. Powstanie tam profesjonalna scena teatralna, sala do ćwiczeń, sala widowiskowa oraz zaplecze administracyjno - socjalne i magazynowe.

Nowy wizerunek zyska też budynek administracyjny, który po modernizacji pełnić będzie funkcję obiektu wielofunkcyjnego przeznaczonego na cele edukacyjne, kulturalne i społeczne. Powstaną sale ćwiczeń, pokoje noclegowe, pomieszczenia socjalne wraz z zapleczem gospodarczym i sanitarnym. Zgodnie z obowiązującymi standardami budynki dostosowane zostaną do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Rozległy obszar po zamkniętej przed ośmiu laty kopalni to jednak nie tylko te dwie nieruchomości. Rozgrabiony przez zbieraczy złomu, zdewastowany wieloletnią działalnością zakładu przemysłowego teren wymaga gruntownej rekultywacji.

Dlatego też ważnym elementem projektu jest przywrócenie tam zieleni oraz utworzenie obiektów zaliczanych do małej architektury: ławek, latarni, stojaków na rowery itp. Warto zaznaczyć, iż w kompleksie, obok dawnej cechowni znajdują się jeszcze inne obiekty, które decyzją Śląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków zostały wpisane do rejestru zabytków. Są to: kotłownia, maszynownia szybu Bonczyk oraz mur oporowy.

Projekt rewitalizacji opiewa na kwotę 17 mln 835 tys. zł, a planowany termin jej realizacji obejmujący etap projektowania i wykonania robót budowlano-montażowych upłynie z końcem przyszłego roku.



Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

http://www.bytom.pl/pl/10/1331106896/4

Teraz wyglàda tak
http://www.bytom.pl/galeria/1197928647/1197928775.jpg
http://bi.gazeta.pl/im/1/4922/z4922051X ... ozbark.jpg
http://i589.photobucket.com/albums/ss33 ... CT0310.jpg
http://mojbytom.pl/galeria/436905/dawna ... bark_5.jpg


Srebrne stawy

W teorii recepta na miejsce w którym chce się mieszkać jest prosta: dogodna lokalizacja, ładna architektura, dobre sąsiedztwo, wygoda i spokój. Rzeczywiście proste. Zbyt proste. Tworząc zręby naszego projektu, na samym początku, zadaliśmy sobie pytanie: co sprawia, że mieszkańcy wielu osiedli - z pozoru nie najładniejszych, wcale nie najnowszych, ani nie najdroższych - czują się w nich szczęśliwi? Co sprawia, że mieniące się szkłem, marmurem i najdroższym drewnem inwestycje deweloperskie po kilku latach określane są mianem „nudnych sypialni bez wyrazu”?

My wierzymy, że wszystkie te niedające się zmierzyć i skategoryzować cechy da się określić jednym zdaniem. To umiejętność stworzenia miejsca, które pozwala mieszkać nieprzeciętnie. Nie mamy wątpliwości, że budując Srebrne Stawy budujemy osiedle, które w pełni zaspokoi tę potrzebę. Osiedle oparte na nowoczesności i tradycji. To właśnie z tradycji, na której oparliśmy nasz projekt, jesteśmy najbardziej dumni. Tereny na którym powstają Srebrne Stawy mają niezwykła historię. To tu przez ponad 100 lat działała kopalnia „Szombierki”. Powstała w drugiej połowie XIX wieku i na stałe wtopiła się w przemysłowy krajobraz Bytomia. Jej symbolem stał się monumentalny szyb Krystyna, górujący nad miastem. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku kopalnia zaczęła podupadać. Stała się brzydkim kaczątkiem szpecącym tę część Bytomia. Teraz czas na rewolucję. Sprawimy, że ten obszar zacznie żyć na nowo. Stanie się pięknym łabędziem. Pokażemy, że takie tereny można i trzeba przywracać miastu i jego mieszkańcom. Srebrne Stawy to Nowy Śląsk, idący w przyszłość, ale nie zapominający o przeszłości. Tworzymy miejsce w którym stojąc pod górniczym szybem można usłyszeć dobiegające z oddali dźwięki gry w golfa, a stojąc na polu golfowym można zobaczyć… górniczy szyb. Nie boimy się takich połączeń. Odpowiednio zaprojektowane i zrealizowane, to one dają możliwość by... mieszkać nieprzeciętnie.

Budowa pola golfowego.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


http://www.srebrnestawy.pl/

mimi
Posty: 128
Rejestracja: 27 listopada 2008, o 11:07
Lokalizacja: topola

Post autor: mimi » 12 marca 2012, o 22:17

Ruda Śląska będzie miała najnowocześniejszy park wodny w Polsce

Przez wizjer z teflonowej folii będzie można opalać się przez cały rok, w basenie ze sztucznymi falami poczuć się jak nad morzem, a w lagunie z gejzerami jak w tropikach. To wszystko w Rudzie Śląskiej za 115 mln zł.

Mieszkańcy będą mieli do dyspozycji duży basen oraz nieckę z urządzeniem tworzącym fale i tzw. rwącą rzekę. Przez cały rok będzie można także pływać w ciepłej wodzie w basenie zewnętrznym. Nie zabraknie jacuzzi i powodujących przypływ adrenaliny stromych zjeżdżalni. Przewidziana jest też kąpiel słoneczna. - Zamiast tradycyjnego dachu zdecydowaliśmy się na duże okno ze specjalnej teflonowej folii, która przepuszcza promienie UV - zdradza Kamiński. Powstaną również sauny, sale fitness i pokoje relaksujących masaży. Kompleks uzupełni jeszcze strefa gastronomiczna.

Na terenie obiektu znajdzie się siedmiometrowy basen do nurkowania, z częścią szkoleniową dla płetwonurków. Również mamy z dziećmi będą mogły skorzystać z basenu. Ponadto na terenie obiektu znajdą się również atrakcje dla tych, którzy chcą nauczyć się pływać lub podszkolić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

http://www.parkwodny-rudaslaska.pl/zdjecia090312.html

mimi
Posty: 128
Rejestracja: 27 listopada 2008, o 11:07
Lokalizacja: topola

Post autor: mimi » 19 maja 2012, o 10:44

Arturo pisze:Wyjątek potwierdza regułę ;)
Peron prawie gotowy

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeszcze tylko nowe oświetlenie obudowa słupów i kabli .

Awatar użytkownika
sueno
Ranga: Dyrektor budowy ;)
Posty: 4907
Rejestracja: 31 maja 2006, o 21:56
Lokalizacja: Świat czerwonego smoka
Kontakt:

Post autor: sueno » 13 lipca 2012, o 20:01

Obrazek
Wirusowe zapalenie miasta
Miasto jest nasze, mieszkańców – uważają działacze tak zwanych ruchów miejskich. To rozgorączkowani aktywiści, anarchiści czy forpoczta nowego ładu społecznego?

Krystyna Bratkowska, właścicielka małego wydawnictwa z warszawskiej Saskiej Kępy, wyznaje: – Najchętniej nie robiłabym nic, bo mam nadmiar ciekawszej pracy, ale od czasu do czasu szlag mnie trafia i muszę zareagować. Zaczęło się od projektu przebudowy Francuskiej, głównej ulicy dzielnicy, na deptak (restauracje, żadnych sklepów). – A my chcieliśmy normalnie tutaj żyć. Bratkowska z grupą znajomych założyła stowarzyszenie ŁADna Kępa. Zebrali się historycy sztuki, architekci, słowem – inteligencja. Był 2009 r.

W Poznaniu w tym czasie od dawna już buzowało. Władze ogłosiły dyskusję nad planem przestrzennego zagospodarowania miasta. Przyszło tysiąc uwag. „Uporamy się z tym w miesiąc”, oświadczyły władze. – Poczuliśmy się lekceważeni, traktowani jak smarkacze, prawie jak za komuny – opowiada Lech Mergler, jeden z liderów stowarzyszenia My-Poznaniacy (dziś ponad 90 osób). Na fali tego rozgoryczenia powołali je – jak to opisuje Mergler – wkurzeni stateczni mieszczanie z domków z ogródkami, ludzie z dorobkiem życiowym i koneksjami. A dyskusja nad planem zagospodarowania ostatecznie trwała 10 miesięcy.

Łódzkiej Grupie Pewnych Osób impuls dała afera z amerykańską turystką, która fotografowała fabrykę Gillette w 2006 r. Turystkę zatrzymał ochroniarz, kazał zniszczyć klisze. Wtedy ludzie, którzy wcześniej dyskutowali o sprawach miasta na internetowym forum „Gazety Wyborczej”, skrzyknęli się i o tej samej porze zaczęli robić zdjęcia budynkowi. Potem w podobny sposób umawiali się a to na zrywanie plakatów, rozwieszanych gdzie popadnie, a to na społeczne wyrównywanie krawężników, a to na przekopywanie trawnika. – Z czasem uznaliśmy, że warto działać też bardziej oficjalnie – zorganizować imprezę, móc wystąpić o grant. W 2009 r. założyliśmy Fundację Fenomen. Ale nieformalna Grupa Pewnych Osób – czasem kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu – studentów, uczniów, pracowników – wciąż działa – opowiada Hubert Barański, prezes fundacji i jeden z założycieli GPO.

O działającej również nieformalnie od 2009 r. Sopockiej Inicjatywie Rozwojowej, której szefują Marcin Gerwin i Maja Grabkowska (on doktor politologii, ona – geografii) głośno zrobiło się za sprawą protestu przeciwko planom postawienia w parku Grodowym pensjonatów – wbrew wynikowi wcześniejszych konsultacji. Rdzeń SIR to kilka osób, ale gdy coś się dzieje, dołączają inni, których akurat interesuje planowanie przestrzenne, ścieżki rowerowe albo zieleń miejska. Lub po prostu: budowanie więzi między mieszkańcami.
Irytacja?

Ruchy miejskie – jak określa się tych nowych aktorów na lokalnych scenach – zaczęły się mnożyć pod koniec poprzedniej dekady. Dziś w każdym większym mieście jest ich już kilka, nawet kilkanaście, i wyraźnie wychodzą z drugiego planu. Wiele nigdzie się nie rejestruje, powstaje w odpowiedzi na rzucone na Facebooku wezwanie, jak ruch Occupy rozkładający namioty i karimaty w centrach miast (ostatnio w Warszawie). Skrzykują się studenci, doktoranci, artyści, anarchiści, squatersi, ludzie z przedmieść, z kamienic i blokowisk. Większość podkreśla, że nie zamierza się wdawać w polityczno-partyjne targi i dysputy. Tym, co najczęściej ich łączy, jest sprzeciw: wobec zwężenia albo poszerzenia drogi, wobec budowy spalarni śmieci lub kolejnego centrum handlowego, wobec braku ścieżek rowerowych.

Są rozczarowani. Samorząd, który miał być władzą najbliższą obywatelowi, najdosłowniej reprezentującą jego interesy, został – uważają – zawłaszczony przez partie; stał się szczeblem kariery politycznej dla lokalnych działaczy, którzy nadużywają argumentu: „bo my mamy mandat wyborców”. Aktywistka jednego z łódzkich stowarzyszeń edukacyjno-artystycznych usłyszała od szefa miejskiego domu kultury, że tacy jak on, zatrudniani przez wskazanych w wyborach przedstawicieli, działają z legitymacją społeczną. A tacy jak ona – prywatyzują kulturę.

Z powodu tego rzekomego silnego mandatu, a czasem wieloletniego zasiedzenia przy władzy, zbyt komfortowo poczuło się też chyba wielu prezydentów miast, od 2002 r. wybieranych bezpośrednio przez mieszkańców. Niektórzy zaczęli traktować swe miasta bez mała jak przedsiębiorstwa, biznesowe korporacje, niektórzy zaprowadzają stosunki feudalno-dworskie. – W Poznaniu liczy się tylko interes dewelopera. Każda większa własność wygrywa z mniejszą, funkcja komercyjna z użytkową, globalna z lokalną. Władze nie dbają o zrównoważony rozwój – mówi Lech Mergler.

Krystyna Bratkowska z ŁADnej Kępy irytowała się, gdy w rozmowie z miejskimi urzędnikami słyszała pytanie: A kogo pani reprezentuje? – Odpowiadałam: jestem obywatelką. Ale obywatel, obywatelka to ciągle jeszcze nic nie znaczy.

– W zeszłym roku w Łodzi zaczęto zapalać latarnie dopiero, kiedy robiło się już bardzo ciemno. Zapytaliśmy, ile miasto zaoszczędzi kosztem bezpieczeństwa mieszkańców. Okazało się, że raptem 400 tys. zł – opowiada Hubert Barański z Fundacji Fenomen. – Prezydent w końcu się wycofała. Dla mieszkańców najważniejsza jest jakość życia – oświetlenie, remontowanie kamienic, łatanie dziur w jezdniach. Polityk ze swej natury forsuje zwykle gigantyczne inwestycje. Program stu równych chodników jest dla niego mało spektakularny.
Konfederacja?

Wymierne skutki miejskiego ożywienia w Polsce są więc – ze swej natury – mało spektakularne. Warszawska ŁADna Kępa szczyci się wstrzymaniem wycinek drzew, kilku wyburzeń i dewastacji, odnowieniem płaskorzeźby Plon – ważnego dla dzielnicy zabytku. Łódź po tym, jak Grupa Pewnych Osób wypowiedziała wojnę zaśmiecającym miasto plakatom, doczekała się ponad 200 tablic i słupów, na których można bezpłatnie wieszać ogłoszenia. Udały się konsultacje społeczne Strategii 2020+, opisującej, jak w najbliższych latach ma się rozwijać miasto. Przyszło kilkuset ludzi. To właśnie wtedy okazało się, że mieszkańcy nie chcą wielkich inwestycji, tylko wygodnej codzienności. Władze miasta idą dalej – od ośmiu miesięcy w Łodzi urzęduje pełnomocnik prezydenta do spraw organizacji pozarządowych. Powstał program współpracy z nimi i nowy regulamin konsultacji społecznych. Łódź będzie miała również budżet partycypacyjny, zwany obywatelskim.

To rozwiązanie, rodem z Porto Alegre w Brazylii, od 2011 r. ćwiczy niewielki Sopot. Mieszkańcy decydują, na co wydać wydzieloną część miejskiego budżetu – w Sopocie 6 mln zł. Zgłaszają pomysły, dyskutują o nich, wreszcie – głosują. W ubiegłym roku lokal do głosowania urządzono w magistracie. W tym roku lokali będzie już osiem. A głosujący będą przyznawać punkty każdemu z projektów na liście.

– Budżet obywatelski pozwala realizować inwestycje, które nie są, jak to się mówi, wizerunkowe dla prezydenta – podkreśla Marcin Gerwin z SIR. – Prezydent nie może potem powiedzieć: dałem wam to czy tamto. A radni też mają poczucie, że są reprezentantami mieszkańców, nie dworem prezydenta. Możliwość dysponowania takim budżetem otwiera ludziom oczy na potrzeby innych, nie tylko własnego podwórka, ulicy, dzielnicy. Lech Mergler z My-Poznaniacy przyznaje, że w 2007 r., gdy zgłaszali uwagi do planu zagospodarowania przestrzennego, od którego wszystko się zaczęło, każde osiedle miało swoje postulaty. – Ale po 10 miesiącach debat przestaliśmy być konfederacją osiedli, mówiliśmy o problemach strukturalnych miasta.
Anarchia?

Choć wielu samorządowców żarliwie dziś deklaruje wiarę, że i im, i ruchom miejskim zależy na tym samym – na mieście, to powszechnej miłości do tych organizacji nie ma, przeważa nieufność. Argument główny: walczą zwykle o partykularny interes małej grupy. Pojawia się tu i ówdzie podejrzenie o oszołomstwo. O sianie anarchii, a nawet próby rozmontowania ledwie okrzepłej w naszym kraju demokracji lokalnej. Albo o hipokryzję, bo bywa, że utworzenie oficjalnie apolitycznego ruchu to pomysł na zaistnienie na lokalnej scenie politycznej. Zdarza się, że w idealistyczne hasła ubierane jest czysto biznesowe przedsięwzięcie. Zresztą pytanie, dlaczego ruchy nie miałyby włączyć się w system przedstawicielski i po prostu startować w wyborach, jest zupełnie uzasadnione.

My-Poznaniacy, ruch bodaj najbardziej już rozwinięty, ogarniający prawie wszystkie problemy miejskie, z ekspertami zdolnymi zaopiniować rozmaite poczynania magistratu, postanowił podjąć wyzwanie. W 2010 r. wystawił w wyborach kandydatów do rady miasta. Zdobył 9,5 proc. głosów, ale ani jednego mandatu. Ordynacja premiuje największych. Jednak Lech Mergler tego startu nie żałuje. Stowarzyszeniu przybyło członków – w wieku od 19 do 80 lat, od bezrobotnych inteligentów po zamożnych biznesmenów, od pisowców po lewaków. – Rada i media już nie traktują nas jako niszowych szaleńców, ale prawie jak kolejny klub. Jesteśmy pytani o zdanie. Zachowujemy się jak konstruktywna opozycja. Nie ideologizujemy, nie przyjmujemy partyjnych grubych ryb, żeby nie było konfliktu lojalności.

Rok temu liderzy ruchów miejskich spotkali się na kongresie w Poznaniu, wymienili doświadczenia i pomysły. Doszli do wniosku, że aby załatwiać lokalne sprawy, nie wystarczy lokalna aktywność. Dlatego – wzorem Związku Miast Polskich i Unii Metropolii Polskich – zamierzają stworzyć krajową reprezentację, przeciwwagę dla organizacji samorządowców na przykład w dyskusjach o zmianach prawnych. Jak choćby projektowana ustawa o wzmocnieniu udziału mieszkańców w działaniach samorządu terytorialnego, napisana niedawno w Kancelarii Prezydenta RP. Proponowane w niej rozwiązania – efekt lobbingu Związku Miast – w rzeczywistości zwiększają władzę prezydentów, burmistrzów i wójtów, utrudniają mieszkańcom ich odwołanie. Działacze miejscy uznali to za kolejny sygnał, że muszą się włączyć do gry również na tym wysokim szczeblu. Wyłonieniu ich przedstawicieli ma służyć kolejny kongres ruchów miejskich, który właśnie szykują.
Rewolucja?

– Chcemy zainfekować miasto, żeby zaczęło gorączkować i żeby coś się zmieniło – Hubert Barański z Łodzi formułuje credo swojego ruchu, ale też pewnie podpisaliby się pod nim działacze z innych miast.

Ta miejska gorączka, która dotyczy – rzecz jasna – nie tylko Polski, jest ostatnio przedmiotem żywego zainteresowania badaczy społecznych. David Harvey, amerykański antropolog i geograf, w „Buncie miast” (wydanym właśnie w Polsce) twierdzi, że zdarza się ona nie pierwszy raz w historii. Nostalgia, pragnienie odzyskania własnych miast – w jego przekonaniu – przyczyniły się do narodzin Komuny Paryskiej w 1871 r. czy rewolty 1968 r. w USA. Badacz opisuje zawiązaną w Stanach Zjednoczonych w 2007 r. narodową koalicję Right to the City Alliance. Powstała ona pod wpływem sukcesu podobnych przedsięwzięć w Brazylii (między innymi we wspomnianym Porto Alegre).

Harvey myśli o miastach jako o inkubatorach nowych ruchów społecznych i nowych ideałów. Pytania o to, jakiego miasta chcemy, powiada, nie można oddzielić od pytania, jakimi chcemy być ludźmi, jakie stosunki z innymi nam odpowiadają, co znaczy dla nas przyroda, jak rozumiemy piękno. Dlatego też prawo do miasta jest czymś więcej niż prawo dostępu do związanych z miastem dóbr – wygodnej drogi, estetycznego budynku. A wolność do tworzenia i przekształcania samych siebie i naszych miast, jak uważa, to jedno z najcenniejszych i najbardziej lekceważonych praw człowieka. Benjamin Barber, guru amerykańskiej filozofii i politologii, widzi w miastach, przede wszystkim tych wielkich, potencjalne źródło – siłę sprawczą nowego ładu demokratycznego i gospodarczego. Choć w roli głównych aktorów obsadza burmistrzów.

Zaś dr Paweł Kubicki, socjolog i antropolog kultury z Uniwersytetu Jagiellońskiego, już przed laty dostrzegł, że w Polsce silna identyfikacja z miastem, czasem silniejsza niż z państwem czy narodem, jest wspólną cechą powstającej grupy nowych mieszczan: 30-, 40-latków, dla których wielkomiejski styl życia staje się podstawą do tworzenia własnej tożsamości. Na mieście im zależy.

– Mam poczucie, że demokracja może się odradzać od miast – twierdzi Lech Mergler. – Politycy muszą bronić swojego dorobku, tej wersji kapitalizmu, jaką zbudowali. A my mieszczanie wierzymy w wersję bardziej ludzką.

źródło: http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/ar ... jskie.read
Najlepsza gra w sieci: http://www.reddragon.pl

"Są fachowcy i nie widzę potrzeby, żeby nauczyciel dyktował, jak ma się budować drogi" - autor znany :D

Aphex1
Posty: 190
Rejestracja: 4 września 2011, o 18:55
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Aphex1 » 17 lipca 2012, o 09:05

Nowa Świętokrzyska: szpalery drzew, ścieżka rowerowa

Nawet cztery szpalery drzew, w tym jeden między jezdniami, wygodna ścieżka rowerowa i mniej miejsca dla samochodów - taką Świętokrzyską zapowiadają projektanci.


Mniej pasów i węższe

- Autobus może przewozić 175 pasażerów. Gdyby te osoby poruszały się samochodem i miały zaparkować wzdłuż jezdni, to auta potrzebowałyby ponad kilometra ulicy. Jeden pociąg metra to ok. 1,5 tys. pasażerów. Gdyby przesiedli się do samochodów, miejsca do parkowania dla nich utworzyłyby pas długości dziewięciu kilometrów - wylicza Patryk M. Zaręba z firmy RS Architektura Krajobrazu, która połączyła siły ze spółką Pleneria. Wspólnie zaprojektują nową Świętokrzyską.

- Musimy godzić sprzeczne oczekiwania. Nie ma w nas zaślepienia, ale po co sześciopasmowa "autostrada" w centrum? - dziwi się Dariusz Malinowski z Plenerii. Tak było między rondem ONZ a Marszałkowską. Kto jechał dalej w stronę mostu Świętokrzyskiego i tak musiał utknąć w korku na Kopernika i Tamce.

Architekci zapewniają, że nie wyeliminują ruchu kołowego, bo też są kierowcami. Ale nie mają wątpliwości: - Kiedy kładziemy na szali transport publiczny i prywatny, widać, co musi przeważyć. Zwyciężą rozwiązania korzystniejsze dla większości.

A większość warszawiaków porusza się komunikacją publiczną. Dlatego plan jest taki, by Świętokrzyską dla samochodów stopniowo zwężać. Od ronda ONZ do Marszałkowskiej mają być po dwa pasy w każdą stronę (były po trzy), dalej, do Nowego Światu już tylko po jednym. Miasto zapowiada ograniczenie ruchu do 30 km/godz. - Chcemy zwęzić pasy, co powoduje, że kierowcy muszą bardziej uważać i zwolnić. Zamiast 3,5 m będą mieć od 2,75 do 3 m szerokości - mówi Zaręba.

Architekci planują dużo zieleni, po dwa, trzy, a nawet cztery szpalery drzew. Aż tyle widzą na wysokości parku Świętokrzyskiego, który symbolicznie "przeskoczyłby" przez drogę (pas drzew pośrodku) i na szerokim chodniku po północnej stronie.

Ulica jak teatralna scena

Projektanci przyznają, że optymalne ścieżki rowerowe są w poziomie jezdni, nie chodnika, "ale nie wszędzie będzie to możliwe". Dwukierunkowe ścieżki rowerowe powinny mieć szerokość 3 m, a jednokierunkowa - 1,75 m.

Architekci twierdzą, że miasto szuka też partnera prywatnego, by budować parking podziemny pod pl. Powstańców Warszawy. - Pewnie poczekamy na tę inwestycję kilka lat. Dopiero taki parking zwolni tam przestrzeń, by urządzić ją w wyjątkowy sposób: dla pieszych i pod różne funkcje kulturalne, instalacje rzeźbiarskie, spektakle teatrów ulicznych - marzy Zaręba.

Świętokrzyska ma być wzorcową, miejską ulicą z usługami w parterze. - By mogła na niej zaistnieć symboliczna agora, miejsca spotkań. Przecież ulica to nie tylko komunikacja - mówi Malinowski.

- Pozytywny tygiel, teatr uliczny, ogródki kawiarniane, muzycy, gry i sporty miejskie. A to wymaga sceny - dopowiada Zaręba.

Co na otarcie łez dla samochodziarzy? - Alternatywa znacznie szybszego dostawania się w różne miejsca [aż dwie linie metra], wysoka jakość przestrzeni publicznych. Jezdnie będą węższe, ale równe - przypominają architekci.

Projekt nowej Świętokrzyskiej ma być gotowy w październiku. Pleneria ma na swoim koncie odmieniony plac Grzybowski i pl. Szembeka (trwa budowa), RS Architektura Krajobrazu chwali się skwerem Wodiczki przy Centrum Chopina i bulwarami nadwiślańskimi (ich realizacja zacznie się w tym roku na wysokości Starego Miasta).

http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34 ... erowa.html
Cycle chic!

Awatar użytkownika
sueno
Ranga: Dyrektor budowy ;)
Posty: 4907
Rejestracja: 31 maja 2006, o 21:56
Lokalizacja: Świat czerwonego smoka
Kontakt:

Post autor: sueno » 3 sierpnia 2012, o 19:11

Najlepsza gra w sieci: http://www.reddragon.pl

"Są fachowcy i nie widzę potrzeby, żeby nauczyciel dyktował, jak ma się budować drogi" - autor znany :D

ODPOWIEDZ