Przebieg akcji:
I etap (organizacyjny):
- zbieramy kandydatury w postaci zdjec
- musimy zastanowic sie nad nazwa, szczegolnie antynagrody, nie moze byc przesadzona, bo bardziej ma edukowac i nie obrazac wlascicieli, ktorzy w nagrode maja otrzymac nowe, lepsze projekty reklam dla swoich lokali
- zgloszenia mieszkancow
- musimy ustalic, ile propozycji zostaje w ostatecznym glosowaniu (pro/anty), 10 lub 20 (po selekcji komisji)
II etap (realizacja)
- GW publikuje propozycje i przeprowadza glosowanie
- czas trwania ustalilismy na max 2 tygodnie
No i potem zakonczenie, wreczenie czegos dla zwyciezcow najlepszych szydlow i proba kontaktu z wlascicielami najgorszych, ktorzy otrzymaja projekty.
Prosze RZ o uzupelnienie, bo na pewno o czyms zapomnialem!
Oczywiscie jest to zwiazane z tym artykulem.
Urzędnicy mają dość. Precz z reklamowym kiczem
Ziemowit Nowak, Gazeta Wyborcza Kielce, 26.08.2011
Konkurs na najładniejszą i najbrzydszą reklamę na kieleckich budynkach zorganizują niedługo urzędnicy ratusza. Z desperacji, bo reklamowa samowola kwitnie, a przepisów mogących ją ukrócić wciąż nie ma.
Rewitalizacja śródmieścia Kielc powoduje, że pięknieją ulice i kamienice przy nich. Ale z drugiej strony co chwila elewacje szpeci reklamowy baner wątpliwej urody, szyld o powierzchni większej niż okna, papierowy pseudo-plakat za szybą.
- Kto pozwolił na to, że obok kościoła św. Wojciecha pojawiła się taka rzecz jak jakaś Galeria Bodzentyńska? Jak wyglądają te reklamy na budynku? Dla mnie to chamstwo estetyczne, najniższa kultura. Przecież to najstarsze miejsce, świadczące o początkach cywilizacji miejskiej. Miasto takim kosztem wyremontowało ten plac, a przechodząc obok trzeba patrzeć na coś takiego - oburza się pani Urszula, starsza kielczanka, która zadzwoniła do naszej redakcji.
Takich miejsc jest więcej. Prawie całą nową elewację kamienicy na rogu ulic Koziej i Rynku zasłoniły wątpliwej urody reklamy pizzerii i nieheblowane dechy. Na ładnym architektonicznie nowym budynku przy ul. Piotrkowskiej straszył niedawno wielki baner "piwo, kiełbasa, golonka i inne frykasy". Gustowny balkon odremontowanej kamienicy na rogu ul. Przecznica i Warszawskiej całkiem zasłonił olbrzymi ledowy ekran.
Reklama salonu fryzjerskiego na Galerii Bodzentyńska o powierzchni kilku metrów kwadratowych wygląda jak stara szmata. - Mnie się podoba. Poprzedniego właściciela salonu kosztowała 1500 zł. Jakbyśmy chcieli zamówić nową, to dla nas dużo pieniędzy - mówi współwłaścicielka salonu fryzjerskiego, która nie chce się przedstawić. - Poza tym zasłania tylko nasze okno, nikomu nie przeszkadza - dodaje.
- Ale ludzie to widzą, idąc ulicą - zauważamy.
- Jeszcze nikt się nie skarżył - odpowiada.
Nie ma tam już nawet miejsca na nową reklamę. Oprócz tej największej do ściany przybito jeszcze plastikowe szyldy sklepu New Orient (odzież, obuwie, torebki, galanteria) i informację "Posezonowa wyprzedaż". Najwyraźniej wyprzedaż "posezonowa" trwa przez wszystkie sezony, bo szyld przybity jest na stałe.
Urzędnicy są bezradni. - Nie ma przepisów, dzięki którym można by skutecznie czegoś takiego zakazać - mówi Artur Hajdorowicz, dyrektor Biura Planowania Przestrzennego. Ale nie załamuje rąk. - Postanowiliśmy we wrześniu zorganizować konkurs na najładniejszą, ale i najbrzydszą reklamę w mieście. Będziemy brali pod uwagę estetykę, wielkość, umiejscowienie. Wręczymy coś na wzór oskarów i złotych malin - zapowiada Hajdorowicz. Do udziału w plebiscycie zamierzamy zaprosić wszystkie media, aby sprawę dobrze nagłośnić. - Gromadzę dokumentację fotograficzną - mówi.
Psuciem architektury miasta poirytowani są sami architekci. - Jak zobaczyliśmy na budynku przy ul. Piotrkowskiej nagle ten wielki szyld "piwo, kiełbasa, golonki i inne frykasy", to nam szczęki stuknęły o chodnik. Teraz z boku znowu ktoś coś przypiął. Oczywiście bez naszej zgody czy choćby konsultacji - mówi Bartosz Bojarowicz, który wspólnie z Marcinem Kamińskim zaprojektował budynek.
Obaj od lat walczą, aby nie psuto w ten sposób ich dzieł. - Projektując budynek nawiązujący do jakiejś koncepcji zawsze się dopytuję, czy mam przewidzieć miejsce na reklamę. Zwykle słyszę, że nie, inwestor chce mieć ładną elewację. A potem właściciele robią co chcą. To bardzo bolesne. Szpeci. A my nawet nie mamy narzędzi, żeby coś wymusić - mówi Bojarowicz.
Popiera ideę konkursu. - Jestem jak najbardziej "za". Nikt nie lubi być wytykany palcami, powinno go to zmotywować, żeby coś zmienił. Nie wystarczy tylko nagradzać, ale wytykać rzeczy złe - uważa architekt.
Ministerstwo Infrastruktury zapowiadało przygotowanie projektu ustawy, która pomogłaby urzędnikom zapanować nad reklamową samowolą. Na razie o zmianie przepisów cisza.