: 15 września 2009, o 01:05
Rozwinięcie mojej wypowiedzi z wątku dotyczącego Radomia:
Nie zawsze Kielce dzięki remontom pięknieją. Szkoła na Wspólnej jest przykładem najbardziej skandalicznym (szkoda, że kieleccy dziennikarze są ślepi na architekturę i sami z siebie raczej nie są w stanie takim ewidentnym skandalem się zająć...) Niektóre ze szkół, szczególnie "tysiąclatek" są interesujące pod względem architektonicznym. Remont jest zdarzającą się bardzo rzadko okazją do wydobycia z ich architektury tych cennych elementów. Niestety... W większości przypadków efekt wizualny przypomina poziomem malowanie przez spółdzielnie bloków w północnej dzielnicy Kielc. W dodatku robi to sam Urząd Miasta, a przecież remonty obiektów komunalnych powinny być być dla innych wzorem. Tymczasem mamy smutny kolejny przykład dziadostwa w działce podległej wiceprezydentowi Sygutowi. Pan wiceprezydent lubi mówić o Kielcach jako "Polsce D", dla mnie on sam jest wręcz wzorcowym przykładem mentalnej prowincji - ta Polska D jest najbardziej widoczna w efektach działań (czy też braku działania, bo po co) takich ludzi jak on.
Moim marzeniem zawsze było, by Kielce stawały się pięknym europejskim miastem. Piękno takie tkwi właśnie w tych szczegółach, "drobiazgach", na które kieleccy decydenci (prezydenci, radni, dyrektorzy wydziałów UM) są ślepi. Jeden Artur Hajdorowicz nie wystarczy i sytuacja nie daje powodów do optymizmu. Może dałoby się prezydentowi Lubawskiemu zorganizować jakieś warsztaty, na których autorytety z dziedziny architektury, urbanistyki, sztuki tłumaczyliby takie rzeczy, pokazywaliby przykłady dobrych i złych działań w innych miejscach w Polsce i na świecie... Może byłaby wtedy jakaś szansa na jakościowy skok w wyglądzie całego miasta. Z jednej strony jest on osobą wrażliwą na sztukę - jest wielkim fanem jazzu (co jest z mojego punktu widzenia bardzo pozytywną cechą), podobno interesuje się też malarstwem i zbiera obrazy, z drugiej strony potrafi powiedzieć, że podoba mu się, jak zostały pomalowane rzeczone budynki w północnej dzielnicy Kielc. A zostały przecież pomalowane fatalnie (chaotycznie, w wielu przypadkach też po prostu tandetnie i kiczowato) - przy przemyślanym, dobrym projekcie mogłyby wyglądać 10xlepiej (i dzięki temu całe połacie Kielc wyglądałyby przez długie lata 10x lepiej). Miasto mogło zafundować spółdzielniom dobre projekty, ale nikogo to nie obchodzi. Zebrane z ostatnich lat wypowiedzi prezydenta dotyczące architektury i ładu przestrzennego każą sądzić, że on w ogóle nie czuje, nie rozumie i nie widzi wielu rzeczy, co ma dla Kielc fatalne skutki (powtórzę jeszcze raz - jeden A. Hajdorowicz nie wystarczy...). Widać co prawda ewolucję, ale kilka lat - jeśli chodzi o ład przestrzenny - bezpowrotnie straciliśmy. Całe połacie Kielc są po prostu brzydkie i bardzo jest to przygnębiające. Ostatnio np. byłem przejazdem w Rzeszowie i świadomie bardzo uważnie wszystko obserwowałem. Rzeszów sprawia wrażenie miasta nieporównanie bardziej zadbanego i uporządkowanego...
Nie zawsze Kielce dzięki remontom pięknieją. Szkoła na Wspólnej jest przykładem najbardziej skandalicznym (szkoda, że kieleccy dziennikarze są ślepi na architekturę i sami z siebie raczej nie są w stanie takim ewidentnym skandalem się zająć...) Niektóre ze szkół, szczególnie "tysiąclatek" są interesujące pod względem architektonicznym. Remont jest zdarzającą się bardzo rzadko okazją do wydobycia z ich architektury tych cennych elementów. Niestety... W większości przypadków efekt wizualny przypomina poziomem malowanie przez spółdzielnie bloków w północnej dzielnicy Kielc. W dodatku robi to sam Urząd Miasta, a przecież remonty obiektów komunalnych powinny być być dla innych wzorem. Tymczasem mamy smutny kolejny przykład dziadostwa w działce podległej wiceprezydentowi Sygutowi. Pan wiceprezydent lubi mówić o Kielcach jako "Polsce D", dla mnie on sam jest wręcz wzorcowym przykładem mentalnej prowincji - ta Polska D jest najbardziej widoczna w efektach działań (czy też braku działania, bo po co) takich ludzi jak on.
Moim marzeniem zawsze było, by Kielce stawały się pięknym europejskim miastem. Piękno takie tkwi właśnie w tych szczegółach, "drobiazgach", na które kieleccy decydenci (prezydenci, radni, dyrektorzy wydziałów UM) są ślepi. Jeden Artur Hajdorowicz nie wystarczy i sytuacja nie daje powodów do optymizmu. Może dałoby się prezydentowi Lubawskiemu zorganizować jakieś warsztaty, na których autorytety z dziedziny architektury, urbanistyki, sztuki tłumaczyliby takie rzeczy, pokazywaliby przykłady dobrych i złych działań w innych miejscach w Polsce i na świecie... Może byłaby wtedy jakaś szansa na jakościowy skok w wyglądzie całego miasta. Z jednej strony jest on osobą wrażliwą na sztukę - jest wielkim fanem jazzu (co jest z mojego punktu widzenia bardzo pozytywną cechą), podobno interesuje się też malarstwem i zbiera obrazy, z drugiej strony potrafi powiedzieć, że podoba mu się, jak zostały pomalowane rzeczone budynki w północnej dzielnicy Kielc. A zostały przecież pomalowane fatalnie (chaotycznie, w wielu przypadkach też po prostu tandetnie i kiczowato) - przy przemyślanym, dobrym projekcie mogłyby wyglądać 10xlepiej (i dzięki temu całe połacie Kielc wyglądałyby przez długie lata 10x lepiej). Miasto mogło zafundować spółdzielniom dobre projekty, ale nikogo to nie obchodzi. Zebrane z ostatnich lat wypowiedzi prezydenta dotyczące architektury i ładu przestrzennego każą sądzić, że on w ogóle nie czuje, nie rozumie i nie widzi wielu rzeczy, co ma dla Kielc fatalne skutki (powtórzę jeszcze raz - jeden A. Hajdorowicz nie wystarczy...). Widać co prawda ewolucję, ale kilka lat - jeśli chodzi o ład przestrzenny - bezpowrotnie straciliśmy. Całe połacie Kielc są po prostu brzydkie i bardzo jest to przygnębiające. Ostatnio np. byłem przejazdem w Rzeszowie i świadomie bardzo uważnie wszystko obserwowałem. Rzeszów sprawia wrażenie miasta nieporównanie bardziej zadbanego i uporządkowanego...